zaczęło się w sierpniu 2008 r....
zaczęło się do pomysłu oczywiście..., a właściwie od zbiegu okoliczności,jak to często w życiu bywa. Mój mąż jest zapalonym wędkarzem, zapalonym do tego stopnia, że wydierżawił stawek . Obok stawku było pole ze zbożem, malowniczo połozone. Wiele razy mówiliśmy, iz gdyby tylko to pole było na sprzedaż to tu mógłby stanąć nasz dom. Tylko tu i nigdzie indziej. W zasadzie to nie interesowała nas budowa domu, była to rzecz tak dla nas przerażająca, że nigdy , oprócz tej jednej jedynej myśli o polu przy stawku, nam nie przeszła. Jak wszyscy wiemy życie jest przewrotne ...W zweszłym roku zamiast zboża zaczęły na poletku rosnąć rumianki, wycięto rosnące opok topole. Coś się zaczęło dziać na "naszym " poletku. W czerwcu dowiedzielismy się, iz gmina ogłosiła przetarg na sprzedaż właśnie owego poletka, niestety podzielonego już na 7 działek. Zastanowialismy sie bardzo krótko, coś takiego było jak zrealizoanie złapanego marzenia, to tak jakby Ktoś u góry usłyszał nasze słowa, że tu i nigdzie indziej... I tak po zacietym boju na przetargu ,zostaliśmy w sierpniu właścicielami ostatniej działeczki nad stawkiem...Byłam w szoku, że coś takiego mogło się nam przytrafić. Kiedy pierwszy szok minął zabraliśmy sie do cięzkiej pracy. Walka z przeogromnym rumiankiem była naprawdę nierówna, częstokroć in plus dla rumianku...Potem postanowiliśmy sie odrodzić, tak też się stało. Aby poletko wyglądało mniej jak poletko, a bardziej jak przyszły ogródek postanowiliśmy posadzić żywopłot z tujek. Tak też sie stało. Co prawda straciłam przy tej robocie zdrowie (zapalenie ścięgien w prawej ręce), ale drzewka stoją. Kiedy zakończyliśmy prace w polu, zaczął sie czas roboty papierkowej... ale o tym następnym razem...